Srečko Kosovel (tłum. Karolina Bucka)

2011-05-15 15:21

Kalejdoskop

 

Kalejdoskop makrokosmosu

to mikrokosmos.

 

Błyszczenie rosy.

Pachnienie oczu.

Czy trawa jest zielona?

Człowiek jest biały.

Ruch. Muzyka.

Litery rosną w przestrzeń.

Głosy są jak budynki.

Przeciąg wiatrów.

Kosmos. Kosmos. Kosmos.

Magia przestrzeni.

Błyszczenie przestrzeni.

Poprzez  wiersz

świeci światło duszy,

światłość słowa,

co jest jak tęczowe szkło.

Nie ożywiajcie martwego!

 

biologia=wiedza duchowa,

geografia=wiedza o człowieku,

polityka=wiedza o umyśle.

 

Serce, serce, serce.

Konstruktywność widzi

kosmos w przedmiocie.

Człowiek to przedmiot z duszą i ciałem.

Czy źle się wam jedzie w trzeciej klasie?

W przedziale są młode damy

My jedziemy w kosmos.          

 

Poprzez litery wstępuję

za złotą kurtynę.

Poprzez złote litery.

Rewolucja aniołów.

Hej. Hej. Hej?

 

 

KONS 5

 

Gnój to złoto

i złoto to gnój.

Oboje = 0

0=∞

∞=0

A B <

1, 2, 3.

Kto nie ma duszy,

nie potrzebuje złota,

kto ma duszę,

nie potrzebuje gnoju.

 

I,A.

 

 

KONS ABC

 

Pozostań zimne, serce!

Cynik.

Transformator.

Orient expres do Paryża na wiadukcie.

Kajdany na rękach.

Samochody biegną.

Ja nie mogę.

Moja myśl – elektryka

jest w Paryżu.

Zapach lekarstw

z klinik.

Fuj –

Pluj, gardź i pluj.

Fuj, fuj,

fuj!

 

 

 

KONS

 

Za mało ruchu jest we mnie

i za dużo samotności.

Spojrzeniami powiedzieliśmy sobie wszystko,

co chciała dusza.

Oh, jej piękne oczy!

Cały czar kobiety jest w jej

niedostępności, która okrywa

ją jak tajemniczy welon.

Gdy alkohol uderzy mi do głowy

i serce otworzy sie jak kielich kwiatu,

zakołyszę leciutko welonem

przed swymi snami.

Marzenia nie do spełnienia.

Anomalia woli.

 

 

KONS 

 

Ty spokojnie śpisz.

Twoje białe czoło

jest jak blask księżyca.

 

Jestem wygnany

od ludzi, od domów,

jedyny towarzysz moj:

ból.

 

A idę ze światłem

niewidzialnych gwiazd.

Ty spokojnie śpisz.

Ja jestem gorzki,

gorzki, trudny.

A jednak

całuję swój krzyż.

 

 

Mały płaszcz

 

Chciałbym chodzić

w małym płaszczu

słów.

 

A  niech pod nim skrywa się

ciepły, jasny świat.

 

Czym jest bogactwo?

Czym jest rozkosz?

Dla mnie to jedno:

mały płaszcz mam

i ten płaszcz do innych nie

podobny.

 

 

OSTRE RYTMY

 

Jestem złamanym łukiem

jakiegoś okręgu.

I ułamaną figurą

jakiegoś pomnika.

I przemilczaną opinią

kogoś.

Jestem siłą, którą

pokonała ostrość.

 

Jakbym chodził

po ostach,

ciągle gorsza jest dla mnie

twoja cicha bliskość.

 

 

RYMY

 

Rymy straciły swą wartość.

Rymy nie przekonują.

Słyszałeś tarcie kół?

Wierszu – bądź tarciem bólu.

 

Po co tyle frazesów, drogi mówco!

Schowaj pan frazesy w muzeach.

Pańskie słowa muszą trzeć,

by ogarnąć ludzkie serca.

 

Wszystko straciło swą wartość.

Białe morze wiosennej nocy

rozlewa się po polach, ogrodach.

Przeczucie przyszłości mija nas.

 

 

Latarnia przy drodze

 

Czym masz być człowieku, jeśli ciężko

ci być człowiekiem? Bądź przydrożną latarnią

co cicha, rozsiewa

swój blask na człowieka.

Niech będzie, jaki jest, bo, jaki jest,

to zawsze on z ludzką twarzą.

Bądź dobry dla niego, dla tego człowieka,

i bezstronny jak latarnia,

co cicho oświetla twarz pijaka

i studenta i żebraka

na samotnej drodze.

 

Bądź latarnią, jeśli nie możesz

być człowiekiem;

bo ciężko jest być człowiekiem.

Człowiek ma tylko dwie ręce,

a powinien pomagać tysiącom.

Dlatego bądź przydrożną latarnią,

co świeci tysiącom szczęśliwych w twarz,

co świeci samotnemu, błądzącemu.

Bądź latarnią z jednym światłem,

człowiekiem w magicznym kwadracie,

zieloną ręką dającym znaki.

Bądź latarnią, latarnią,

latarnią.

 

 

Świetliste dźwięki fortepianu.

 

Świetliste dźwieki fortepianu.

Blask księżyca na cichym jeziorze

o północy zielonej.

 

Wszystko jest ciche. I ty.

Jesteśmy jak twarze,

patrzące na siebie z oddali.

Przez zielony krajobraz duszy.

 

Czy sie kochamy?

Czy jesteśmy tylko gwiazdami

co suną przez te same krainy?

 

 

Twój głos jest łagodny

 

Twój głos jest łagodny.

Jesteś piękna jak

śmiejąca się Madonna

pod zielonymi kasztanami.

 

Czemu słońce świeci

w twoją twarz –

bym ją widział?

Nie śmiałbym jej widzieć,

lecz odczuwać powinienem.

 

Pod zielonymi kasztanami

świeci słońce.

W mej duszy opadają liście,

liście pięknych snów.

Powiedz, dlaczego odkryłaś

przede mną

swój piękny welon?

 

 

Godzina smutku

 

Stary świat umiera we mnie.

Godzina smutku nadchodzi.

W złotym blasku nadchodzi

nowa mistyka.

Mistyka człowieka.

Magiczny ogien bije z jego serca.

Jego oczy błyszczą jak

rad w nocy.

Śmierć to wycofywanie się z życia.

Smierć to radość.

 

 

W zielonych Indiach

 

W zielonych Indiach pośród cichych i

nad błękitnymi wodami pochylonych drzew

mieszka Tagore.

 

Czas jest tam jak w błękitnym kręgu zaklęty,

zegar nie wskazuje miesięcy ani lat,

cicho wypływa

z niewidzialnych centrów

przez drzewa i góry, przez dachy świątyń.

 

Tam nikt nie umiera, nikt się nie żegna,

życie jest jak wieczność,  w drzewie zamknięta...

 

 

Szczęśliwi, dynamiczni, względni

 

Każda istota rodzi się w cierpieniach.

To nas łączy.

To nie rozpacz. 

Zmagamy się w dążeniach.

Szczęśliwi,

dynamiczni,

 

względni

oglądamy

życie

z odległości Śmierci.

 

Każdego dnia

żeglujemy w wielką Przestrzeń

na białych łodziach Snów.

 

Pocałunek kobiety jest jak morze,

jej żagle to ciemno-jedwabne

wiosenne noce,

jej gwieździste czoło

błyszczy złociście

 

Nieobjawione sekretne pismo zaświatów

do młodych trupów.

 

 

Śmierć

 

I.

 

Zdążamy w stronę Kosmosu.

Wszędzie jest Kosmos:

w każdej duszy,

w każdym sercu.

 

Gdy śmierć scałuje

z nas cały ból

i w sercu zatrzyma się czas,

odejdziemy

w wielką Przestrzeń.

 

Świetlista będzie nasza twarz.

 

 

II.

 

Jak zimny, błękitny jedwab

zaszumiała jesień.

Złoto w błękicie

jest czyste,

jakby umyte we łzach.

 

Wszystko ukryte

jest gdzieś w serca głębinie.

Wiatr zawieje przez pole

jakby odkrywał

żałobny welon.

 

Lekko pada zimny dzień.

 

 

Przełożyła Karolina Bucka.